4RejsWilkowy

Udało się. Zebraliśmy potrzebną sumę na realizację naszych planów. Dwudziestka dwójka dzieci pojechała, popływała, pośpiewała i wróciła uśmiechnięta, a „losowo“ wybrana czwórka właśnie jedzie do Gdańska na zasłużony rejs po wodach Bałtyku. Spędzimy tam cztery dni… ale o tym później. Czytaj dalej poniżej…

 Obejrzyj galerię:

Przeczytaj całą historię...

Mazurską przygodę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy w Sztynorcie. Przez tydzień odwiedziliśmy m.in. Leśną Keję koło Bogaczewa i Zwierzyniecki Róg, gdzie p. Iwonka uraczyła nas mnóstwem pierogów, na które wszyscy czekali z całkowitym brakiem cierpliwości.

Pierwsze wspólne chwile przeznaczyliśmy na integrację. Najtrudniejsze okazało się zapamiętanie imion osób, które pojechały z nami po raz pierwszy. Z budowaniem grupy poszło już dużo prościej – ognisko i wspólne śpiewanie ułatwiło nam to zadanie.

Każdego dnia odbywały się wykłady. Dzieliliśmy się wiedzą o nawigacji, meteorologii i udzielaniu pierwszej pomocy. Dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym i zaplanowanej trasie rejsu mogliśmy na bieżąco łączyć teorię z praktyką. Refowaliśmy żagle, oswajaliśmy przechyły, kładliśmy i stawialiśmy maszt, żeby przepływać pod mostami.

Ostatniego dnia pogoda pożegnała nas czystym niebem i silnym słońcem. Z tego powodu, ku największej uciesze samego „poszkodowanego”, jedna z załóg wykonała manewr „człowiek za burtą“. Na szczęście jezioro było spokojne i przedłużający się manewr mógł trwać w nieskończoność.

Cumowaliśmy na dziko, żeby poczuć jak wyglądało życie mazurskich żeglarzy jeszcze 15 lat temu. Wtedy, gdy telefon komórkowy był luksusem, a saperka podstawowym narzędziem sanitarnym. Kiedy akumulatory wyładowały się doszczętnie okazało się, że tak – można znaleźć piżamę po ciemku, umyć się w jeziorze i położyć się spać bez logowania na fb.

Opiekunowie pełnili nocne warty. Pilnowali porządku i bezpieczeństwa młodzieży. Ich obecność była w pełni uzasadniona, ponieważ na Mazurach w portach oddalonych od ośrodków miejskich grasują żarłoczne stwory, np. lisy. Jednej z dziewczynek taki skoczny rudzielec ukradł lewy but! Następnego dnia znaleźliśmy delikatnie nadszarpniętą zgubę i ślady łapek na pokładzie. A jeżeli jest ich więcej i obserwują nas w nocy? Aaa!

Pod koniec wyjazdu odwiedził nas Jerzy Ozaist, żeglarz i członek zespołu „Cztery Refy“, jednej z najstarszych formacji szantowych w Polsce. Rozmawiał z nami o zwyczajach, które obowiązują na morzu, o swojej miłości do żagli i szczęściu, które w sobie znalazł dzięki życiu w zgodzie z samym sobą. Przy naszym akompaniamencie wykonał też kilka klasycznych szant. Śpiewał lekko, czysto i z głębi serca. Nasze spotkanie zakończyła cisza nocna. Trzymanie się wyznaczonego harmonogramu dnia to podstawa, na wodzie i na lądzie.

Dzień przed powrotem do domów odbył się chrzest mazurski. Odwiedził nas Neptun ze swoją ukochaną Prozerpiną. Sądząc po akcencie ostatnie lata spędzili w Rosji. W sekrecie wyznali, że wolą Mazury od Bajkału. Ochrzcili jedenastu uczestników obozu dając parę obrzydliwych zadań. Kazali całować się w pokryte szlamem stopy i pić sok z cytryny wymieszany z solą. Po wszystkim ubawieni po pachy oddalili się przytuleni, żeby zaszczycić następny obóz swoją obecnością, aby kolejne lądowe szczury mogły nareszcie stać się członkami żeglarskiej braci.

A tak na serio… Jako Fundacja Nowy Azymut od 2010 r. organizujemy aktywny wypoczynek dla dzieci z domów dziecka i ubogich rodzin. W pierwszych latach był to jedynie rejsy mazurskie. Od 2013 r. poszerzyliśmy działania o rejsy po Morzu Bałtyckim.

Dajemy z siebie wszystko, żeby spełniać dziecięce marzenia o wakacjach. Żeglarstwo to dla jednych z nas odskocznia od codzienności, dla drugich – sposób na życie. Nasza wiedza i doświadczenie sprawia, że jesteśmy wiarygodni w naszych dążeniach. Inspirujemy i zrzeszamy ludzi z różnych środowisk, którzy łączą swoje siły, żeby dzieciaki z uśmiechem wracały z wyjazdu. Jedno „dziękuję“ potrafi wywołać wzruszenie i wodospad łez. Takie pożegnania są najtrudniejsze.

Pobierz sprawozdanie w formacie pdf:

pdf-icon